środa, 4 lipca 2012

VI Wrocławskie Spotkanie z Fantastyką – relacja

Wrocław, 30 czerwca 2012, g. 17.00, kawiarnia Wydawnictwo

W upalne sobotnie popołudnie ostatniego dnia czerwca wrocławscy fantaści mieli okazję po raz kolejny spotkać się i podyskutować w ramach Wrocławskich Spotkań z Fantastyką. Tym razem obiektem naszych narzekań (jakoś tak się dziwnie składa, że od trzech Spotkań czytane książki raczej się uczestnikom nie podobają niż podobają) była Droga Cormaca McCarthy’ego. Zanim jednak przeszliśmy do pastwienia się nad książką, w ramach ustalania kwestii formalnych podjęta została decyzja o przesunięciu planowanej na wrzesień antologii lovecraftowskiej na spotkanie październikowe – w zamian postanowiliśmy wrześniowy VII WSF poświęcić  niedawno zmarłemu Rayowi Bradbury’emu, a dokładniej powieści Fahrenheit 451’. Po krótkim zreferowaniu „kwestii okołopolconowych” przeszliśmy do meritum.

Kilkunastu uczestników (w tym forumowicze z ZB, DOF, SFFiH i forum Bastionu SW, redaktorzy Fantasty i Esensji, blogerzy i jeden pisarz w osobie Andrzeja Ziemiańskiego) postanowili się odrobinę na McCarthy’m powyżywać. Nie pomogły mu zatem ani to, że świetnie się go czyta, ani to, że jego powieść znakomicie gra na emocjach, ani nawet Nagroda Pulitzera z rekomendacją Oprah Winfrey razem wzięte. Drogę potraktowaliśmy brutalnie, choć chyba uczciwie, podkreślając „amerykańskość” tej powieści. Trzeba jednak przyznać, że jak na książkę, która się uczestnikom (no dobra, większości) aż tak nie podobała, znaleźliśmy całkiem sporo wątków nad którymi dyskusja toczyła się w najlepsze przez długie minuty: kwestie ojca jako hamulca dla dziecka, kontrowersyjna postać zony, niekonsekwencje w szczegółowości, wątpliwa symbolika i inne tego typu niuanse wałkowaliśmy przez ponad dwie godziny, po których nastąpiła poprzedzona krótką przerwą zmiana tematu.

Kolejną godzinę poświęciliśmy natomiast konwencji postapokaliptycznej – jej fenomenowi i popularności we współczesnej kulturze. Po wnikliwych uwagach praktykującego wspomnianą konwencję Andrzeja Ziemiańskiego, podkreślającego użyteczność tejże jako swoistego skalpela lub lupy pozwalającej skupić się autorowi na tym na czym chce, a nie na tym, na czym by wypadało,  dokonawszy subtelnego rozróżnienia na „post-apo” i „pop-apo” stwierdziliśmy, że chodzi tu po prostu o nowy rodzaj westernu i nieodłączną ciągotę tak literatów, jak i czytelników do motywu eksploracji. 

Po kolejnej przerwie nastąpiła kulminacyjna cześć spotkania mająca w założeniu podjąć kwestię różnic i wzajemnych wpływów fantastyki i literackiego mainstreamu. Rozgrzani dotychczasową debatą i zawartością sporej ilości pustych już butelek wpadliśmy w wir dyskusji tak gorącej, że nie przetrwały jej żadne moje notatki, a i pamięć miała lepsze rzeczy do roboty, niż rejestrować przebieg spotkania celem późniejszej rekonstrukcji. Innymi słowy – było zabawnie, a kogo nie było niech przyjdzie następnym razem!

Maciej Rybicki

PS. Na dowód, że VI WSF był udany, a dyskusja „na poziomie” przedstawiam kilka „ciekawszych” wypowiedzi:

-„On był genetycznie słaby, ale dobrze wychowany”
-„Wojna atomowa to jest coś tak pozytywnie oczyszczającego”
-„Zostawmy humanizm, humanitaryzm i inne patologie…” 

PS2. Kolejne Spotkanie 29 września – Zapraszamy!

3 komentarze:

  1. a co teraz czytac?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie, odpowiedź ukryta jest w pierwszym akapicie, 451 stopni Fahrenheita, autorstwa oczywiście Roya Bradbury'ego.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń